Od dłuższego czasu bardzo chciałam się przekonać jak to jest startować i lądować na wodzie...;)
Teraz już wiem- jak po maśle!:)
Pod koniec marca, na którymś już przestoju w Seattle udało mi się dostać na wycieczkowy lot tym uroczym hydroplanem. Ponieważ firma ma tylko dwa loty dziennie, mój czas bardzo ograniczony, a miejsc w nim jest tylko sześć ( z czego dwa zajmują piloci), nie było to najłatwiejsze zadanie. Warto było czekać, pilnować i próbować! Widok magiczny.
Seattle chyba nigdy mi się nie znudzi;)
Nie wiedziałam, że też masz bloga kochana! Będę zaglądać do Ciebie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZapraszam i również będę się u Ciebie pojawiać:);*
Usuń